Suma wszystkich strachow



Niech was nie zmyli tytuł. Nie będzie to recenzja filmu o terrorystach z Benem Afflekiem w roli głównej. Będzie to za to sensacyjna opowieść z życia wzięta. Naszego życia. 
Mało mnie tu. Wiem. Mam straszne poczucie winy. Jednak cały swój czas poświęcam mojej córce, z którą to lada moment odetniemy kolejną pępowinę. Nastał moment kiedy obie musimy dorosnąć i iść swoją drogą. Mama wraca do pracy, dziecko idzie do żłobka. Omg! 

Czas nas dogonił i nie ma zmiłuj. Udało nam się zgrać żłobek tak, że młoda zaczęła tam chodzić miesiąc przed moim powrotem do pracy. Mieliśmy zatem czas na oswojenie z tym co nowe. Udało się. Pierwszy tydzień był straszny, płacz, opór, no nie na moje nerwy. Ustaliliśmy więc że tata zawozi, mama odbiera, tak jak to będzie miało miejsce faktycznie. No i udało się. Hanula załapała, że żłobek jest spoko, panie ekstra, jedziecie dobre, dzieci fajne no i te nowe zabawki i zabawy. I tak po 2 tygodniach przyzwyczajania, sielanka trwała tydzień....i sru, angina ... olaboga... Wiedziałam że choroba nas dopadnie,ale nie wiedziałam że tak szybko. Takie życie, co zrobić. Dobrze, że ja jeszcze w domu i możemy przez to przebrnąć na spokojnie. 

Minął stres związany ze żłobkiem, nastał ten związany z chorobą. Ba, żeby tylko. Zęby idą. Masakra. Wszystkie plagi na raz. Ale to nic. Lada moment dojdzie stres powrotu do pracy i moje typowe "jak ją to ogarnę". Teraz jeszcze mam chwilę. Uzupełniam domowe zapasy melisy więc liczę, że jakoś to będzie. Rano wiadro kawy na rozpęd a w pracy melisa na uspokojenie skołatanych myśli wiszących nad dzieckiem będącym w żłobku. Dam radę. Wszyscy dają to ja dam. Tak mówię. Sobie. Wmawiam sobie, chociaż koszmarne sny w tym temacie mam już od miesiąca. 

Ostatnie podrygi w domu wykorzystuje na dokończenie nieskończonego. Zaległe mycia okien, porządki w szafkach, odkurzanie nieodwiedzanych dawno zakamarków, naprawy, ustalenie układu dnia, harmonogram na miesiąc. Żeby było jasne co i jak. Bo jak wpadnę znowu w ten wir to trzymajcie mnie, bo będę jak robocop. 


Takie lęki nawiedzają mnie co jakiś czas. Teraz mam kumulację. Czy w pracy dam radę po tak długiej przerwie, czy młoda w żłobku będzie częściej niż chora w domu, czy zawsze będę na czas, czy w całym tym natłoku znajdę chwilę na spacer z psem i czy stołowanie się na dowożonej pizzy jest mocno niezdrowe. Z jednej strony mam nadzieję, że moja zasada - im więcej na głowie tym lepsza organizacja - się sprawdzi, ale jeżeli nie? Jeżeli się okaże, że mnie to wszystko przerośnie i mimo stawania na rzęsach nie wyrobie się ze swoimi obowiązkami i będę padać do wyra szybciej niż moje dziecko?








Ja wiem, że mamy, które to czytają a są już krok dalej myślą, że co ja gadam, przecież one dają radę. Wiem też, że dopiero co miałam inny lęk - ogarnięcie małego dziecka, psa na spacer, obiadu i porządku w chacie to niewykonalne. A gdzie w tym wszystkim jeszcze świeże ciepłe ciasto?! Wiem, że minęło kilka miesięcy i bach....przeskoczyłam tą granicę. Daje sobie z tym radę. Teraz dojdzie więcej obowiązków ale przecież nie jestem sama. Nie jestem jedyna z takimi problemami. I jak by to było niewykonalne to dawali by dopłaty z Uni, małych krasnoludków do pomocy albo czarodziejskie różdżki. Ja nie jestem taka wymagająca, mi wystarczy zaczarowany ołówek i działający dobrze zegarek. Tak sobie mówię. Wmawiam sobie. Codziennie. I obym miała jeszcze więcej czasu na wpadanie na bloga. Trzymajcie kciuki!


You Might Also Like

17 komentarze

  1. Ania, już mam ten etap za sobą, tzn powrót do pracy, dziecko do żłobka. Przyzwyczajam córkę przez 2 miesiące od godziny po pół dnia, obyło się bez rykow. Dziecko zadowolone, nianie czyt. opiekunki cudowne...ale choroby są...ale to nie do końca wina żłobka tylko nasze maluchy uczą się odporności...dopiero się to u nich wyksztalca...zwłaszcza po zderzeniu z innymi dziećmi. To normalne! u mnie często chorobowe ale jakoś można dać radę...jak nie teraz?to w przedszkolu zaczną się choroby...to jest wpisane:) a ogarnięcie domu...pracy..dziecka..zwierząt... męża :) kwestia organizacji czasu :) głowa do góry! strach ma wielkie oczy! 4 miesiące temu napisalabym taki sam wpis... będzie dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
  2. dasz radę :-)
    Moje poszły do złobka w wieku 4m i 6m bo takie wtedy były macierzyńskie A karmiłam piersią do 12m :-)
    Teraz to wygadane i pewne siebie dzieciaki bo złobek to świetna sprawa
    Trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. super, czyli jest nadzieja że to zaprocentuje jednak ;)

      Usuń
  3. Zgadzam się z Dorotą ja swoją córeczkę do żłobka też zapisałam jak miała 8m i dziś podobnie jak pociechy Doroty to pewne siebie i wygadane dzieciaki ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Głowa do góry i nie poddawaj się! :)
    Ja zawsze mam lepiej rozplanowany czas kiedy go nie mam, ot taka ironia losu, ale wówczas nigdy nie narzekam, że źle wykorzystałam wolny mi czas, a zrobiłam coś pożytecznego.
    Piękne mieszkanie, pozdrawiam ciepło i ślę dużo energii! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To prawda, nie ma co się poddawać, w końcu się jakoś to rozplanuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dokładnie tak, nie można się poddać! Wszystko będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie masz się czym przejmować, każdy ma sporo problemów różni się tylko ich tematyka, jedni czują niszczącą samotność inni maja problemy z pracą a jeszcze inni ze zdrowiem psychicznym jak i fizycznym, różni nas jedynie to jak sobie z tym radzimy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super ! My też mieliśmy taki dylemat tyle rzeczy na głowie mało czasu i było trzeba stołować się cateringiem bo zupełnie czasu nie było na gotowanie, ale teraz już wszystko wraca do normy także nie ma co się załamywać ! ;)

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.